poniedziałek, 2 grudnia 2013

"Cicho! Cicho! Przecież swój przyszedł, pan Prezes..."


No tak! Wszystko już wiadomo! Zdzisław po kryjomu, w ukryciu, zaprasza prezesa! Choć nie TEGO Prezesa, ale jednak prezesa... Przyznam się, myślałem, iż Zdzisław to tylko dżia modelle inwita na spotkania ze swoją wesołą gromadką akademickich urwisów, a jednak nie tylko... No, ale z drugiej strony te odwiedziny, a one są przecież też jakąś okazją, zmobilizowały mnie do tego, by jednak po długiej przerwie zaanimować życie na naszym klubowym wirtualnym osiedlu, Kłatriczcziolo zwanym. "Tak słusznie. Jak człowieka przyprze to zapomina o regulaminie. Macie rację". Tak więc skoro nie mogę z wami rozmawiać, to piszę! 
 
A w Klubie "Tęcza"? "No? Co słychać Rysiu? Powoli..." można by zacytować klasyka. Ale zanim o tym, to zasadniczo, a nie chcę być kontrowersyjny, powinienem był bym podziękować Brygadzie za wszelkie pozdrowienia i różne wyrazy z okazji zmiany stanu cywilnego z "lic" na "dr". Dziękowałem każdemu osobno, a teraz tutaj oficjalnie dziękuję wszystkim i każdemu razem, i mówię oficjalnie swoje GRACJE! Jak na tzw. privie każdy mógł zobaczyć medalja d`oro była in anriczipo wręczona, w stroju, którego nawet najstarsi klubowicze nie pamiętali, no oprócz mła. Czena a parte się odbyła, a jakże! Teraz walczymy, by to wszystko co się tak długo pisało upublicznić w jakimś estratto. No, ale ku mojemu zaskoczeniu, już się jakiś Imprimi Potest pojawił :-) Taki to ci ten Potest! No skoro potest, no to potest, można filozoficznie stwierdzić.
 
Z bieżących spraw, to w naszych uszach już zabrzmiało pierwsze "Wjeńi o Sińior, la terra in pjanto dżeme", a to znak wymowny, że zbliża się powoli przyjazd do tego kapitalistycznego kraju! Tak, to już niecałe 3 settimane, i będzie można cieszyć się tym freddo, co tam panuje. To "Wjeńi" jest też znakiem, że odbył się tradycyjny punkt naszego trenowania pod czujnym okiem Prezesa i don Gambino, czyli długo oczekiwana mezza dżiornata di ritiro. Pragnę uspokoić tych, co się bali, że nie będziemy dobrze kanto, kantare - prowe di kanti były, i to prowadzone przez samego Miłościwie nam Panującego. W końcu "nie ma dublera dla sapera", więc on MUSIAŁ je poprowadzić, te prowe di kanti. "Ja wam wszystko wyśpiewam!". 
 
- Hallo? Panie Janie, mam gorącą prośbę. Wie Pan to nie jest rozmowa na telefon. Krótko, czy mógłby pan wysłać taką depeszę na moje nazwisko do kraju? Tak. "Niestety nie mogę przyjechać... nie mogę przyjechać kochani chłopcy. Całuję Was. Ciotka".
- Rozumiem, ciotka! Tak jest!
 
Całuję, Ciotka!         

piątek, 11 października 2013

CZENA (a parte), jest najważniejszą ze sztuk!



"Łubu dubu!" chciałoby się zanucić za znanym pieśniarzem do naszego klubowego armadio. Tak, niech żyje nam! My wszakże wiemy, ile on wysiłku wkłada, by żyło się lepiej, wszystkim! Wieść gminna niesie nawet, że rondo ma powstać, co będzie nosić zacne imię Dżilfreda, tzn. Ryszarda
Nie, żebym był pamiętliwym, ale wi rikordate jak to było dawno temu? (http://prawdaekranu.blogspot.it/2011/06/czena-jest-najwazniejsza-ze-sztuk.html). "A to wiadro z wodą to, moja pani, tak się wtedy wylało". 
No ale zanim przejdę do meritum tego posta, to zaczniemy trochę od ostatniego razu, czy też raza. Najpierw kulinaria. My wiemy, kto się zjeżdża tutaj z całego świata.
 
 
Zanim wesoła gromadka wyjechała na Farę(In)Sabinę, to pewnej domeniki, Prezes nasz jak zawsze zasiadł do stołu. Po tradycyjnym Aniele, zaczęła się konsumacja. A tu nagle wchodzą - jeden, drugi, trzeci, czwarty... No i wszyscy nie postawili kroczette jak trzeba i nie było miejsc zasadniczo. "Skuzate ragacci, e kozi difficzile mettere le krocziette? Prendete posto mio!" No i wyszedł, nie było go, a potrzebny był. Prezes nam się obraził... Skuzate...
 
No cóż! Fara in Sabina jak zawsze udana. Jak zawsze daliśmy testimoniancę seriety w przeżywaniu naszych dżiorni di ritiro. Tym razem nasz Prezes i jego Nikolino nie głosili, bo wszystko nam prowadził don Gambino. Piękne to były momenty riprezy komunej, kiedy to Dżil właściwie zachwycał się jak my mówimy messę i czerkiamy di farla bene... Panie Janie, nie wytrzymałbyś, wierz mi... A Messa Mocarta niejakiego i serata di askolto muzikale to piękna była jak zawsze. Jak zawsze 1 Minister nas odwiedził, dając dobre słowo i modląc się za pacze. Dowiedzieliśmy się też, że nas krizi dotknęła, że z trenta perczento nam obcięli borsy, ale dzięki niewymienionym oknom udało nam się zaoszczędzić. To pewnie też dzięki tym nieodbytym wyjazdom. Ciekawe gdzie w tym roku nie pojedziemy...  


Zapłacimy! Nawet jak trzebaby zaciskać pasa, to i tak będzie Fara(in)Sabina i eserczicji, bo to jest bardzo ważne. A wiecie ile nas one kosztują, te eserczicji? Jedną brosę di studio! Tak, jedną borsę! Może to ta Pana Jana i te jego 500 zł? Któż to wie. No i że mamy serio brać nasze impeni, że nie bierzemy tazzinek do naszych kamer, że to też nie kuczina. Zdzisławie, ile filmów o tym zrobiliśmy? No powiedzcie, jeśli władzy nie wierzycie?  

 
No i ta czena! Nie wiem, czy wspominałam, ale Robuś diskute la tezi, mercoledi wenti tre ottobre. Będzie nas trzech na tę sessione. Jeden diskute sedici, drugi wenti due, no i wasz Robuś wenti tre. Dato ke wenti due przybędzie niejaki Fiszikella i bedzie wielka Festa Inicjo Anno, inicjując anno bedziemy świętować także naze tezi, czyli zasadniczo tę robusiową anke. Tak więc wenti tre będzie CZENA (a parte), no i medal in anticzipo. Właściwie, to chyba trzeba się cieszyć, że mamy takie zaufanie - wszystkich do wszystkich, że on, ten medal, będzie wręczony un dżiorno prima. A zresztą, co Wam będę pisał, sami z filmów wiecie jak było...
Całuję. Ciotka.
Czuwaj!
 

niedziela, 29 września 2013

Plan prawie wykonany!

 
"Jaki plan?" może ktoś zapytać. A no taki, żeby ostatni membro naszej Brygady Dżiowanile uzyskał upragniony medal od Prezesa! Tak wiemy, Pan Jan nie startował nawet, choć udało się plan wykonać, no ale Robuś medala czy też tego medalu przegapić nie może! Puchar za zajęcie I miejsca już był (no dobra to było III miejsce anno skorso, ale kto by się dopatrzył różnicy), teraz więc musi być medal! Bez medala ani rusz! A zbliża się ten czas, kiedy korki od szampana będą szzczzelały w naszym Klubie, a Prezes będzie ujadał na kota na wierzbie. Tak, tak, aż się wierzyć nie chce - tezi już konseńata! Teraz tylko czekać na jakąś datę co by ją ładnie zdyskutować, tę tezi. Brygado, dam znać! Choć przyznam, że nie wiem jak będzie z czeną, bo już Dżilfredo zapowiedział, że bedzie tylko jedna, choć będzie nas trzech. Taka stara zasada jeszcze sprzed wojny: trzech się broni, a robią jedną czenę, tak, jeszcze sprzed wojny. No i najlepiej jakby była nawet wentidue ottobre, bo wtedy będzie Festa Inicjo Anno i nie trzeba będzie potem robić nawet tej jednej dla trzech. Zrozumieliście? Bo ja już się pogubiłem.  
 
A można się pogubić, bo to już, uwaga, SESTO! anno zaczęło tej tęczowej przygody. Dwie settimane już tu jestem i ciągle doświadczam jak to "Prezes dba o nas jak ojciec najlepszy!". To nic, że finestre ciągle nie wymienione, nie wspominająć już o impianto internetowym. To, że jest dbający potwierdzają już nowi klubowicze, także z tego kraju kapitalistycznego. A jest nas coraz więcej nowych, Polaków! Jest i nowy od I Ministra zdzisławowego, jest i z zaprzyaźnionego nam Grodu Piernika  i miasta siedziby Apatora (to dla tych, co lo sport lubią). Tak, oni już potwierdzają, że nie ma lepszego Prezesa od naszego! Wczoraj byli na tradycym spotkaniu przy Dżiowani wentitrezimo i w skawi. Zachwytom i oklaskom nie było końca, zwłaszcza, że o sei di mattino musieli wyruszać. Są i inni nowi, ale jeszcze Robuś il Vecchio nie miał okazji ich zapoznać wszystkich. Będzie jednak okazja, bo to przecież zbliża się nasza ukochana Fara(In)Sabina. W zeszłym roku nie byłem, tak więc z przyjemnością powrócimy do naszego pięknego posto del ritiro. Już nurtują mnie pytania? Czy to może będzie Milosz? A może Missa? A może... coś nowego? Non wedo już lora...
 
Z innych wieści, to mieliśmy okazję z Trenerem pogadać o starych Polakach. Jako, że Jarząbek bardzo dbający jest i daje się w delegację wysyłać, tak więc przybył na 3dniowe występy gościnne na Pierro Kawallini. Bardzo mu gratulujemy, że tak daje się wysyłać i już teraz apelujemy: w ottobre na tezę Robusia też przybywajcie! Przyjmiemy, ugościmy, ostatniej paróweczki na pewno nie zabraknie. Wiemy też, że Zdzisław już niedługo przybywa do tego kapitalistycznego kraju, ale do części prawie afrykańskiej. Pamiętajcie, że Czczita Eterna też was ugościć może: "Bon Jour. S`il vous plait! Entres, entres vous!" Tacy my gościnni! A do Pana Jana naszego kochanego to tylko powiemy, że niech się ma na baczności, bo te maratony, to niejednego zawodnika klubowego umęczyły! No ale bardzo wam gratulujemy, że życiówkę w tej naszej kapitale udało się wam pobić!   
 
A na koniec? Cóż ja mogę wam powiedzieć? Już niedługo do Bydgoszczy będę jeździł, a tu nie będę kupował...


 
Czuwaj!

piątek, 14 czerwca 2013

Łubu dubu...

 
Tak oto trenerskim zawołaniem można podumować naszą tradycyjną Festę Fine Anno. Ile filmów o tym zrobiliśmy przez lata klubowej przynależności, aż trudno się doliczyć...  
Ale po kolei. Piekny czerwcowy poranek, młody Robuś, człowiek... tak? Na laterańskim brzegu i dookoła pracują jego koledzy, przyjechałem rano, by zebrać ostatni już odpis potrzebny do konseńi mojej tezi (na settembre to będzie jakoś). Zostałem na diskusione di tezi Padre Dżordża, by choć ktos był prezente na takim wydarzeniu. Na początku oprócz komisji 6osobowej, Nikolino inkluzo, byłem tylko mła i Prezes, który swją drogą mi sedewa akkanto, niezapomniane chwile... Frekłence potem uratowało dwóch kolegów z penisola indiana. Ezito komunkłe było positiwo, udało się, mamy nowego wykształconego ex-klubowicza, ale trzeba przyznać, że Nikolino jak zawsze był kattiwo i pokazał kto on zacz jest.
A wieczorem... Działo się jak zawsze! 1 Minister w formie pod każdym względem. Piękne kanti wykonane przez naszą bandę muzikale w taki zachwyt go wprowadziły, że wyznał na koniec jak bardzo jest kommosso, i potwierdził to co my już wiemy, a szczególnie Pan Jan to wie, że klubowicze tak pięknie ją wykonują, tę liturdżiję, tacy zaangażowani są. Nic dodać, nic ująć. Sami wiecie, jak to było przed wojną za czasów sanacyjnych. Tę kommocjone jeszcze bardziej powiększył piękny dar dla naszego Klubu od tych, którzy go w tym roku opuszczają: dułe kaliczi, ampolline e nłowa pisside. Tacy to ci już dżia klubowicze tegoroczni są. Wszystko dla Klubu i Prezesa...       
Dalsza część programu, jak możecie się kochana Brygado domyśleć, to zabawa, tańce, śpiew i atmosfera jakiej można tylko pozazdrościć...
 
 
Katering przygotowany jak zawsze: puree ze smalcem, z dżemem, gryczana, i trzeba przyznać di alta kłatita! Nie mogło zabraknąć tradycyjnych medalji, a jako, że w tym roku zdarzyła się rzecz inałdita - terco posto - Prezes był wniebowzięty. Puchar na zachęte na długo będzie wyryty w naszych sercach (sprawdzić czy nie ksiądz http://www.youtube.com/watch?v=D-eQZL5taFg).
Oczywiście były też pożegnania, tym razem aż 19 klubowiczów opuściło nasze szeregi.
 
 
O ich darze juz była mowa, a Prezes tradycyjnie podsumował wszystkich razem i każdego z osobna łącząc le koze buffe e serie insieme. Tak więc się dowiedzieliśmy, ad esempio, że po wielu, wielu latach już nie będzie Litwinów w naszym klubie, Cwany Gapa inkluzo, a jeden z nich kłasi a imparato italiano.
(skuzate in anticzipo per le parolaczczie)
 

Niektórzy oprócz italiano i filozofiji nauczyli się jak się letto po europejsku przygotowuje, a inni że rewię mody kolorową nam prezentowali, a że jeszcze inni byli bardzo serji w tym co robili, a że niektórzy z innych klubów tu przyszli i Prezes był preokkupato, ale dali wspaniałą testimoniancę di seriety i fedy. Jak zawsze prawda wyszła na jaw, a szydło z worka. Robuś już czeka na następną Festę, by się dowiedzieć co Prezes o nim powie. Tak, to już za rok, najmniej rok... 
Po pożegnaniach, uściskach i karezzach przyszedł czas na dolcze i śpiewy. Zaczął je na swoje odejście sam 1 Minister, nieco już atmosferą za bardzo urzeczony.
 
 
Byli i kanti spańioli, nie mówiąc już o tradycyjnym klubowym "Sto lat" dla wszystkich razem i każdego z osobna. Tak więc TRADYCJA została zachowana!
 
 
Teraz tylko czekamy na przylot Pana Jana, który wenerdi prossimo zawita do naszego miasta, by potem lunedi zakonkludować swoje dzieło. Jeszcze się z nim zobaczę, by przekazać uściski i inne wyrazy, a potem sabato wentidue kraju kapitalistyczny łelkam to!
To byłem ja, Robuś, pewnie w ostatnim poście w tym kłinto anno klubowej egzystencji, gdzie żyjemy jak w wielkiej rodzinie.... Prawda czasu, prawda ekranu...
 
Czuwaj! 
  


niedziela, 2 czerwca 2013

Deża wu

 

"Tak... wtedy też tak samo pamiętam..."
Déjà vu (fr. już widziane) – odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe. 
Tyle wikipedia, a życie swoje. Zwłaszcza to klubowe, które wa awanti i nawet się człowiek nie obejrzał, a tu już meze di madżdżio zakończone. I zakończone tradycyjnie, czyli tradycyjnym rozario komunitario przy naszej grotte. Wszystko wskazywałoby na to, że to kolejne deża wu. Klub ten sam, lingłe te same, zawodnicy, choć inni, to jednak tacy sami... 
"- Ja bym wyciął "naszego". Bo jak jest dziecko, to wiadomo, że musi być czyjeś, nie?
- Niekoniecznie właśnie. Mam kolegę... On rudy, żona ruda, a czarny im się urodził.
- E, włosy nie mają znaczenia...
- Ale buźkę ma czarną! Murzyn jak z kuriera wycięty".
Wszystko jasne, hasło Prezesa "Uśmiech naszego dziecka premią za trud wychowawczy" ciągle in wigore! No ale.. kolejny raz dziwne rzeczy się dzieją. Trud wychowawczy trudem wychowawczym, ale uwaga! nie było naszego Prezesa! Tak, tak, nie było go, a potrzebny był! Oczywiście był Nikolino a głidarczi, jednak to nie to samo! A jak to było z tym jego głidarczi wdomyślcie się sami, wiecie wszakże sami jaki on dbający w tych sprawach... 20 minuti, "Śniadanie kończymy i już robimy, panie kierowniku". Tak bym to podsumował. No i jeszcze to tempo brutto, dobrze, że dach nie przecieka, bo prawie nie padało. Tu nie ma na pewno deża wu, bo pierwszy raz takie tempo było w madżdżio. Brr... zimno jak nie przymierzając na Mazurach. 
Z internetowych relacji wiemy, że Zdzisław Chryzostom i Trener klasy II mają się wybornie. Z Panen Janem to się jeszcze na miejscu zobaczymy, bo już dzwonili z ministerstwa, że 21 dżiuńio przybywa, by zakończyć wiekopomne dzieło. Ja z kolei mając bardzo dobre połączenia
 
   
jutro wyruszam na tydzień do Napoli, by trochę zasłużonego riposo zażyć.
Nasze prossimo appuntamento to tradycyjna festa fine anno. Będzie się działo, a Robuś jak zawsze czujny zda relację.
CZUWAJ!

wtorek, 7 maja 2013

Puchar, nie tylko na zachętę!

Robuś: Taki przyniosłem. Ooo!
Prezes: To dla mego wnuka. Chłopak tak się garnie do sportu. Niech ma na zachętę!
Robuś: Właśnie!
Prezes: Oooooo, już wpół do szóstej, musimy znowu zmienić ciśnienie. Wsiadaj, wsiadaj! Pojedziesz ze mną... Naciśnij trzydziestkę, tam !
Robuś: Właśnie... nie bardzo wiedziałem co on uprawia, więc taki napis jest może... nie taki bardzo...
Prezes: Nic nie uprawia. Chodzi właśnie o zachętę, a co napisałeś?
Robuś: Eeee... Napisałem tam...: "Markowi Złotnickiemu, za zajęcie pierwszego miejsca".
 
Kochani Chłopcy! Co prawda nie za zajęcie pierwszego miejsca, i nie Markowi Złotnickiemu, no ale zawsze! Prezes będzie dumny z gromadki swoich urwisów! Terco posto!! Trzeba przyznać, że w historii klubowej się to jeszcze nie zdarzyło! Nawet za najlepszej składry z Panem Janem i Trenerem na czele! Już widzę tą/tę czerwcową festę, kiedy to będą medalje i inne ałguri! Już to widzę oczyma wyobraźni - Ty popatrz bracie! No? młody Prezes ... Prezes tak? Na tewerowskim brzegu i dookoła pracują jego klubwicze. Ty widzisz to? I Minister będzie dumny!
 
Dzieje się dzieje kochani Chłopcy! Choć trzeba przyznać, że bardzo nam siadło życie na Osiedlu. Ostatni post (wiem, moja wina) 22 marca. No ale tutaj małe rimprowero - do życia na Osiedlu musi być nas więcej co raz, Polaków! A tam komentarzy brak! Miejmy nadzieję, że jak już wszystkie prime komunioni, krezimy i inne takie się skończą to się ruch tu zrobi! Z Panem Janem będziemy mieli okazję powspominac stare czasy i starych Polaków (sprawdzić czy nie weskowo), bo dziś do Romy przylatuje, by skończyć swoje wiekopomne dzieło. Ja też się przyznam, że wado awanti i non sono lontano dal reńio dei czeli!
 
Z ostatnich wieści, to przybył na tydzień w odwiedziny dobrze znany nam sympatyk Klubu Mattija M. Oj, dżelati, wongole, mocarelki i inne takie były! oj jak były. Toteż nie ma się co dziwić, że więcej jest nas coraz, Polaków a pamiętamy, że każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem...
 


Jutro będzie nasz don Gambino, więc dzielnie trenujemy, szkoda, że ostatni raz w tym roku. Ale nie ma co się martwić. Będzie jeszcze rok kolejny, już 6ty, w naszym Klubie "Tęcza". Rekord padnie kochani klubowicze. Tylko kto to przeżyje, i to jeszcze na trzeźwo...
CZUWAJ!

piątek, 22 marca 2013

Nie lubię poniedziałku...



W wielkich wydarzeniach mielismy ostatnio okazję uczestniczyć kochani Chłopcy, w wielkich. To nawet nie chodzi o te chojny, ani o lofix. Powiem wam tylko, że valeva la pena stać w piodżdżi na polu tudzież dworze kłasi 2 ore, by białą fumatę zobaczyć in diretta. Takich ewenti, to nawet najstarsi klubowicze nie pamiętają... Potem jeszcze w san Dżiuseppe też gromadka klubowa miała okazję uczestniczyć w uroczustej inałguracjone, i to nawet całkiem piu da wiczino. Oj, będziemy pamiętać, będziemy.
Tymczasem podczas tych wielkich awwenimenti życie klubowe toczyło się swoim torem, czyli pokrzywionym. Bardzo ciekaw był wasz Robuś, czy będzie do trzech razy sztuka, tzn. czy też trzeci rok pod rząd nie będzie naszej tradycyjnej klubowej Vija Kruczis. Przezornie nowym klubowiczom z Polski opowiedzieli starsi i bardziej doświadczeni jak to drzewniej bywało, wspomagając się nawet tekstem wyciagniętym z mojego skafale (tak, tak, mam na wieczystą pamiątkę!). I musze wam się przyznać, że dobrze przewidziałem - była wpisana w roczny program treningów, ale Prezes nawet słowem nie wspomniał, no i tradycji stało się zadość - Viji Kruczis nie było. Tak więc trzeba będzie wpisac do kalendarza klubowego nową świecką tradycję (3 raz to już tradycja tak?) - oprócz "gdzie tym razem nie pojedziemy" dołącza "kiedy tym razem tej Viji nie odprawimy". Taką mam koncepcję!
Ale za to inny punkt kłaresimalny został pięknie w ostatni poniedziałkowy poniedziałek spełniony.
 
   
Do naszej klubowej siedziby zawitała z wizytą nasza ukochana assocziczione F....S. Tej tradycji nie mogło nie zabraknąć, skoro sam I Minister zaszczycił nas swoją prezenzą. Nie wiem, czy muszę wam opisywać jak było... Tyle filmów o tym żeśmy zrobili... Tradycyjne: "skuzate, mettetewi con loro a tawola, czi tengono molto a conoszerwi" rozległo się w zakrystyji, było i spumante, i przemowy, i... sami wiecie jak to było... ile to żeśmy filmów o tym zrobili? Jutro na szczęście jedziemy na zasłużony odpoczynek w szyczylijskim sole a potem, a potem to już sami wiecie co będzie, będzie fiesta, i nie Ford, który Zdzisław zakupił :-) Bardzo mu komunkłe gratulujemy!!
Czuwaj!!