wtorek, 3 lipca 2012

Pod dachami Paryża...

 

Brygado Kochana!! wtorkowy wieczór, radiowa Trójka, w eterze audycja "Pod dachami Paryża", "Voilà l'été" zapowiada Krystyna Czubówna, godzina 22 z tzw. hakiem czasu lokalnego, Robuś właśnie zastanawia się co to jest ta miłość i uskutecznia pierwszy blog w swoim życiu pod dachem pewnego paryskiego monasteru ... Co prawda nie może on się równać blogom naszych szacownych członków Brigaty Dżiowanile, no ale jakoś życie na tym osiedlu trzeba podtrzymywać. No bo jeśli Robuś to kto? Zdzisław już od dłuższego czasu z dala od Klubu (meno male że jutro przyjeżdża na gościnne występy rzymskie). Pan Jan w rodzinnych kiełczyńskich pieleszach stara się przekonać pewną Aleksandrę by nie wybierała kariery modelki - my dobrze wiemy, że za młoda jeszcze na Heroda. Tu też całe szczęście, że w naszej "Tęczy" ciepła woda i mógł, choć bez synowca, przyjechać zażyć kąpieli.  Trener jeszcze co prawda w Klubie, ale jakby go nie było. Tak więc sami wiecie jak to było... 4 lata filmów o tym robiliśmy... Masz paszport i sobie fruwasz ptaszku... Czyli podsumowując wiemy już na pewno, że kolejnej alternatywy nie będzie... Bo, inny by się chwalił a ja tylko powiem, ze ostatnia alternatywa jestem mła, zliczenzionowany Robuś. 
Od czego by tu zaczac? O tym wyjezdzie wakacyjnym to wam jeszcze powiem, ze niestety nie udało się uniknąć tradycyjnego uścisku Prezesa (wiemy jaki on dbający w tych sprawach) - wychodził na jakieś romantyczne randewu z Nikolino jak ja wchodziłem akurat właśnie. No i było, sami wiecie, jak było... Ale że to było przed la finale, na zakończenie dodałem "viva la Spagna" i gdzieś z tylu usłyszałem jakby głos z zaświatów "molto spititoso"... Taki to nasz Prezes! 
A żeby jeszcze bardziej zachęcić Brygadę do aktywności nowo-blogowej, Puchar na zachętę, wiecie jak my się bardzo  garniemy do sportu...  



 
P.s. A jako pees takie oto resumé filmu, którego nazwy nie trzeba wymieniać znalezione w necie... Kondywidete?
"Ryszard Ochódzki, prezes Klubu Sportowego "Tęcza", ma poważny problem. Problem nazywa się Irena Ochódzka i kiedyś był jego kochającą żoną. Dawno temu, gdy się kochali, to założyli sobie wspólne konto dewizowe w londyńskim banku. Lecz gdy Irena poznała byłego ministra Władka Złotnickiego, zostawiła na lodzie naszego Misia-Rysia. Zabrała mu z domu obrazy, rzeźby ("tego Kossaka, tego Kossaka i tego Buddę!") i zaplanowała sobie zabranie także mamony z londyńskiego konta. Aby Misio-Rysio jej nie ubiegł, bezlitośnie pozbawiła jego paszport kilku kartek (co zresztą zaraz stało się inspiracją do napisania piosenki, przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej). Ponieważ dewizy na ulicy nie leżą (w odróżnieniu od kamieni jasnogórskich), Ochódzki postanawia znaleźć swego sobowtóra, któremu wyrobi się paszport, na który Rysio spokojnie będzie mógł polecieć do Londynu. W tym celu dogaduje się z Jankiem Hochwanderem, znajomym kierownikiem produkcji filmu "Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta", by ten ogłosił casting na sobowtóra. Oprócz bliźniaczek ("noo, bo my jesteśmy takie podobne do siebie!") i Wesołego Romka, do wytwórni zgłasza się umorusany węglarz Staszek Paluch, wypisz-wymaluj kopia Ochódzkiego..."
CZUWAJ!!!

7 komentarzy:

  1. Witaj RObuś, wiesz jak CIę lubię chłopie!

    Nie wierzę... Nigdy bym się nie spodziewał...
    Nie wiem czy czytać, czy się kłaść spać.
    RObuś zrobił liczencję, pojechał po komputerki,
    nie może z nami rozmawiać - i dlatego pisze!

    A to jednak stara tradycja - że jak odchodzi zawodnik z Klubu
    to oni nam muszą nowy Blog napisać!
    To mamy teraz pełne ręce roboty w radach zakładowych!
    Żeby jakieś życie było na osiedlu.

    Tymczasem u nas już wszystkie misie spakowane
    regulaminowo po 32 kg, i mamy wyjazd na mecz
    za który to odpowiedzialny jest jak zwykle Trener.
    A jeszcze później - ruszam po kamień z Jeleniej Góry!

    A panu Janu Kochanemu życzymy, żeby tę Aleksandrę Kozeł
    jednak przekonał. Może niech jej kupi futro.

    Tak zacząłem I komentarzem ja,
    Zdzisław Dyrman.
    Zasadniczo.

    OdpowiedzUsuń
  2. No Robuś, no bardzo Ci gratuluję jeszcze raz i nie że tylko na zachętę, z serca i z Ochoty nawet, a bardziej z tego łez padołu przy Alessandrino 675!!
    Ten licencjat, jak on działa, jak porywa do boju, jak zrywa do lotu i tu hop, niby w Paryżu a jednak sercem razem z Brygadą! Tak trzymaj. Niech tylko my się ze Zdzisławem spotkamy, on już będzie wiedział jak tą nową tradycję nazwać, że niby córka czy jak, ale zresztą - dziecko chińczyk czy japończyk, to naprawdę różnicy nie ma! Tylko, gdy chodzi o Aleksandrę, to człowiek jakby wzruszenia doznaje i chce dziecku na tą nową drogę jakiś bilet mały kupić, poprzedzony podwawelską!
    czuwajcie dzielnie gdziekolwiek jesteście! Szczęśliwej drogi dla Zdzisława i jego Brygady i niech nam nowy blog będzie inspiracją, bo że tyle lat robiliśmy filmy, układaliśmy piosenki, to nic - tu mamy nową, najważniejszą ze sztuk.
    Ahoj, że tak rzeknę po mazursku - sprawdzić czy nie ksiądz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog powstał z myślą by życie na Osiedlu było i rzeczywiście jest. Tyle, że pozablogowe. My to rozumiemy całkowicie, wszakże na naszym blogu żyjemy jak w jednej wielkiej rodzinie, a do października i rozpoczęcia kolejnego już okrągłego piątego sezonu w naszym Klubie. To, ze Zdzisław jeszcze w Romie (a dziś ponoć a Assisi), to my wiemy. Ze Trener już Rome opuścił (a dziś w Reggio na jakieś ślubowanie u córki naszego znajomego kupca florenckiego pana Krzysztofa) to tez wiemy. Ale jak mi sam Pan Jan osobiście napisał "pracuję w firmie brata i jeżdżę z nim po PL z meblami". Chyba chodzi o te 500zl co Prezes był mu winien, grubszy zakład zasadniczo. Panie Janie, jesteśmy z wami!
    a my tutaj zasadniczo uczymy się, zwiedzamy, próbujemy się nie dać piodzi co tutaj ostatnio codziennie występuje.
    jako p.s. mogę dodać, ze próbuje to wszystko ogarnąć, tego bloga zasadniczo i w statystykach mi podali, ze ktoś z Rassiji nas odwiedził. U Trenera była Lettonia, no ale nasze druzja z zaprzyjaźnionego kraja? Czyżby już Prezes się dowiedział i próbuje nawet samego Putina tutaj zaangażować? Na na szczęście Misie Zdzisławowe zapakowane (w Toyote zasadniczo)!
    http://mobile.natemat.pl/23147,splonal-mis-ale-nie-ten-w-natemat-badamy-tajemnicze-losy-rekwizytu-z-kultowego-filmu-barei
    SALUT!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Po udanych spotkaniach z Panem Janem w Sandomierzu, z Trenerem na pielgrzymim szlaku i telefonicznym Zdzisławem (karton będzie w poniedziałek. stop. ciotka) można się wreszcie w Kcyni ulokować. Dziękując Wam symbolicznie dziękujemy całej ekipie! Czuwaj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tam w waszym życiu osobistym? ja wróciłem z obozu z niepełnosprawnymi, przez długi czas nie było neta, więc dopiero teraz piszę, bo nie mogłem z wami rozmawiać.Wczoraj udało mi się na chwilę Zdzisława nawiedzić w jego katedralnej radzie zakładowej. a w niedzielę już będę w Klubie, na 2 dni ale zawsze! prawda, człowiek tęskni...
    czuwaj!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Blog Robusia będzie blogiem zdecydowanie
    multimedialnym - co mnie cieszy
    i to że nam się chłopak tak rwie do sportu
    i wszystko ładnie wyśpiewał!
    Bardzo mu gratulujemy dobrych połączeń.

    Tymczasem w Gnieźnie - jak wspomina Trener - grasują tragarze,
    nie wiadomo co jeszcze wyniosą
    może tego buddę i tego Kossaka...
    Kto wie czy następnym razem I Ministra nam tu nie ukradną.

    A Pan Jan mówi, że w tej mojej szkole specjalnej dla węglarzy
    nie jest znowu tak źle.
    Nasz Klub "Tęcza" był takim przygotowaniem do tej nowej roli.
    I ja się z tym zgadzam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń