piątek, 26 października 2012

Na Prezesa tylko Zdzisław!

 


Kochani chłopcy, nie mogłem się powstrzymać, czy jakby powiedzieli u Pana Jana w Sandomingo: „Ai kudynt chelp majself”, by tego posta napisać widząc na fejsbuku zdjęcie udostępnione przez byłego mieszkańca rady zakładowej 411. Czyli już teraz wszystko wiemy, tzn. dlaczego to nagłe zainteresowanie sportem ze strony Zdzisława. Niby się tłumaczy, że to nic, że już kilka miesięcy temu półtora meczu obejrzał i to nie jest od dziś czy jutro, no ale my wiemy dlaczego na fejsbuku nagle pojawia się zdjęcie piłkarza Roberta L. czy też dlaczego ta nagła zmiana wizerunkowa w profilu. To jest zamęt grubymi nićmi szyty – Zdzisław kandydował na Prezesa. Jak to Pan Jan skomentował za same nazwisko byśmy go wybrali (Dyrman zasadniczo). No ale niestety inny już, dodajmy rodem z Bydgoszczy, klubowicz się wysforował. My na zachętę możemy dać puchar jeśli chcecie.

A tymczasem w od samego zainteresowanego wiemy, że Trener to nie tylko schizmami się zajmuje, no ale także jakies kapitoli mi tu majlowo przesyła, że niby jakies dottorato musi pisać, że kolleratori trzeba gonić. "Pomożecie?" "Pomożemy!" chciałoby się odpowiedzieć.

Z klubowych wieści to takie, że zainaugurowaliśmy nłowo anno akkademiko jak zawsze w trybie pilnym i na poduszkach. No ale chciałbym wam tutaj na koniec opowiedzieć o poniedziałkowej katechezi „Amici miei”, czyli Prezes kolejny raz pokazał jak dba o formację swojej wesołej gromadki. Na annunczi na zakończenie nasz Dżil podziękował France, Fałsowi, Luidżiemu, Pałli i Annie za nową towalję na nasz altare di NOM (ukłony dla Pana Jana). Jakiś to bardzo dbający klubowicz już byłby zaczął fare applałzo, jak to w tradycjone Italiano bywa. A tu Prezes swoim pięknym już nie sottowocze zaczyna z wielką dozą irytacji, że non si fa kozi, że to una tradicjone barbara (co ma jakś Basia do tego?)! Na drugi dzień miał miejsce epilog, tzn. wieczorem mieliśmy gościa – zaprzyjaźnionego 1 Ministra z Głamu. Po skończonej czelebracjone już w zakrystyji kto zaczął pierwszy fare applałzo? Odpowiedzcie sobie sami jeśli Robusiowi nie wierzycie…

Czuwaj!!

piątek, 12 października 2012

W trybie pilnym i na poduszkach!

 

Kochani Chłopcy! Jak to nam nasz zacny Trener 2 klasy Wacław J. wszystko wyśpiewał (prawie jak pan Koracz): niech żyje nam Prezes naszego Klubu! Aż same na usta cisną się te słowa jako podsumowanie Wielkiej Festy Inizio Anno Accademico 2012/2013. Bo zaiste wielka to była festa – sami zresztą wiecie jakie te one u nas są, te festy: 30 filmów nam było ciężko, z tymi festami.
Atmosferę świętowania było czuć już dzień wcześniej, kiedy to Luidżi napotkany przy porta princzipale uwijał się jak w ukropie by sprawdzić czy czerwony dywan na schodach będzie się dobrze rozwijał. No w końcu jak zawsze musi być w trybie pilnym, z dywanem i na poduszkach!
 
 
Tak, to rozwijanie dywanu to tak. Ono jeszcze bardziej nam pokazuje jak to jesteśmy dbający w tych sprawach. Samej czelebrazione, jak już wspomniałem poprzedniom razom w zapowiedziach tego iwentu, przewodniczył 1Minister z Bergamo. Obecny był również 1Minister z Granady (to, zasadniczo, za granicą jest, w Hiszpanii), ale, ku zaskoczeniu wszystkich, swoją obecnością na feście nie zaszczycił nasz 1Minister, zwany przez niektórych Dal Kawallo. Dlaczego?
 
 
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem... Czyżby Prezes popadł w niełaskę? Nie, nie może być, wierzyć mi się nie chce, bo chodź go nie było to jednak przysłał swój pastorale, by Minister z Bergamo mógł go używać, a z czego zresztą nie skorzystał. Muszę wam przyznać, że swój szczególny wkład w Festę miałem tym razem, bo przez naszego sakrestiano Postulatore, który to swoją drogą za miesiąc będzie dyskutował swoją tesi, wraz z nowym polskim zawodnikiem Cristiano K. z zaprzyjaźnionego Klubu Sosnowienzis, zostaliśmy poproszeni, aby kadzić wszystkim i z osobna. No i byśmy to zrobili, gdyby karbonczini zadziałały jak trzeba. Tacy jesteśmy dbający w tych sprawach, że nie zadziałały na początku… Czyli introibo ad altarem Dei było bez fumo. Potem przez cały czas walczyliśmy, by się w końcu udało. No i się udało, by fumo było i można było kadzić, ale no cóż, relacji z wystąpienia Ministra z Bergamo nie zdam, bo nic nie słyszałem (walczyliśmy o ogień), wiem tylko, że podejmował tematy Panowo-Janowe: że niby rocznica gdy pewien Włoch jakieś Kończilio otwierał… I taka refleksja mi się rodzi: te niepalące się karbonczini to taki obraz naszego Klubu „Tęcza”: wielka pompa na zewnątrz, ale gdy przychodzi co do czego, to dymu i ognia z tego nie ma… Sami oceńcie, czy to prawda, skoro Prezesowi nie wierzycie… No, ale wszystko skończyło się dobrze i smacznie, bo jak to w Tradycji bywa, wszyscy zaproszeni goście (a kogo to nie było: różne prety, słore, bibliotekario dżenerale, no i nasz nieoceniony „Fakas”) zgromadzili się na kateringu dżiu, gdzie kasza była dogotowana, sznycel oczekiwał, a że o podwawelskiej już nie wspomnę!
 
Tak, ta nasza festa to tak, ale na koniec zostawiłem najważniejsze – to był tydzień naprawdę w Brygadowym gronie! Zaczęło się już od łykendu, kiedy to z Panem Janem mogliśmy w Klubie Awentyńskim pogadać o starych Polakach (tu  kwesti kulinarnych nie będę poruszał bo nie warto). Ale kulminacja nastąpiła we wtorek, kiedy to wspólnie ze Zdzisławem, który z tragarzami akurat przechodził, udac się do chińskiej rady zakładowej „il Cristallo”, gdzie antipasto al bufe, fettuczine alla krema di skampi, fritto kalamari e gamberi, no i birra czineze jeszcze bardziej zwarły nasze szeregi!
 
 
 
Bardzo Nam gratulujemy, tym bardziej, że później w Sali 404 się nie rozlewało, a i sam Trener telefonicznie był obecny! Zdzisławie, Panie Janie, Trenerze musicie częściej przechodzić z tragarzami. W tym wypadku wszystkim skrytożercom mówimy „tak”, a ta pożyczona walizka niech jeszcze bardziej zewrze nasze szeregi!!

Czuwaj!!

wtorek, 2 października 2012

Hołm słit hołm, czyli wczoraj tendyk pżehodziuem a tyh guośnikuf jeszcze nie byuo......




Kochana Brydago Dżiowanile!!

Oto nadejszła wiekopomna chwila! Po pełnych wrażeń estate (także duchowych) zacząłem już 5 rok trenowania w naszym Klubie "Tęcza"! I bardzo sobie gratuluję, bo w ten sposób powoli dorównuję stażem pozostałym, którzy tutaj niemało sudore i sangłe wylali oddając to, co najcenniejsze ze swojej młodości dla Klubu, Prezesa i 1szych Ministrów, którzy im zaufali wysyłając do tego kapitalistycznego kraju. Co prawda jak już nie raz, nie dwa i nie trzy zaznaczałem w tym miejscu: nie jest to początek roku zwyczajny, bo pierwszy raz bez Fary(IN)Sabiny. Żal i tęsknota za słorami clasrissami pozostają, no ale... sami wiecie jak to było - kilka filmów już o tym zrobiliśmy w radzie zakładowej 404, która to niezmiernie pozostaje aperta dla wszystkich.

Ale o tym za chwilę, powróćmy do Fary(IN)Sabiny. W tym roku jak wieść gminna niesie i relacjonują zawodnicy z przebywający na zgrupowaniu działo się, oj działo, a raczej bym powiedział "lało". Zawsze w takich sytuacjach Pan Jan zawsze brylował obchodząc swoje kompleanno li, tym razem to ponoć, UWAGA, sam Prezes (sic!) integrował się z klubowiczami dżiu in paese! tak, tak, nie do uwierzenia dla tych, co wiedzą jaki on dbający o klima di silenzjo. Amaro, birra e quant`altro się konsumowało w tych pięknych okolicznościach przyrody... Z predikatorów oprócz tradycyjnej konferencji ViczePrezesa o liturgii, Prezesa o wszystkim i o niczym, był także don Gambino. Nie omieszkał odwiedzić także nasz modlacy-się-o-pacze 1szy Minister, który udzielił lettorato Maksimo (jaką on drogę segłe to ja nie wiem...). O zachętach, że messa comune ma być, nie robic kuczina i kapella w camerze to juz nie będę pisał, bo to już wiemy wszyscy jak to było, 30 filmów nam było...

Pierwsza katekezi di lunedi była poświęcona, oprócz zachęty, że każdy powinien poczytać Teresinę, oczywiście wspomnieniom z ezerczizji spirituali i Prezes jak zwykle był kontentissimo, stali attenti i w ogóle. Zacytował don Gambino, który słynie ze swojej spostrzegawczości. Secondo lui "Avete fatto un salto di kłalita". Tak, te amaro to tak...

Wracając do otwartości rady zakładowej 404, a raczej znajdującej się tam lodówki, po powrocie z ezerczizji ekipa polska rozpoczęła udanie nowy rok pracy. Ugościłem, poszedłem grać w pallone in parko, co by zwerbować nowych zawodników do Torneo di amicizia (nawet ktos coś tak umie podżiokać), wracam, a tutaj pustki wielkie mi uczyniła w tej lodówce mojej butelko dźiubrufki tym zniknięciem swoim... Ale wam powiem, że to nie to, co kiedyś... sentymentalny się zrobiłem, ale to nie to...

Co do innych spraw, to uważny obserwator mógł już w tytule tytułowym i zdjęciu pod nim zauważyć zmianę w naszej kapella - nłowi altroparlanti. A może się mylę i nie są już nowe? sam już nie wiem... oceńcie sami, jeśli Robusiowi nie wierzycie.
Mamy także krułasanty nowe, tzn. nowa forma opakowania, ale wnętrze niezmiennie lo stesso:
    
 
No i hit - zmiana orario naszej kazy, czyli codzienny zestaw obowiązkowy, albo jak to Zdzisłąw kiedyś nazwał, "zbiorowa obraza Boga" zamiast o 19.50 w tym roku 19.30! Ciężko w to uwierzyć, dlatego też załączam un allegato. Na szczęście klima di silenzjo pozostało:

 
 
No i tak to sobie żyjemy, poruszamy się i jesteśmy w tym naszym klubowym półświatku. A co to bedzie dalej tego nikt, nawet najstarsi klubowicze, nie wie. Na razie zapowiadam kolejny punkt programu: 10 ottobre przybedzie do nas tajemniczy S. E. Mons. Francesco Beschi, który to poprowadzi Festa Inizio Anno w naszym Klubie.
Czuwaj!!!!