piątek, 14 czerwca 2013

Łubu dubu...

 
Tak oto trenerskim zawołaniem można podumować naszą tradycyjną Festę Fine Anno. Ile filmów o tym zrobiliśmy przez lata klubowej przynależności, aż trudno się doliczyć...  
Ale po kolei. Piekny czerwcowy poranek, młody Robuś, człowiek... tak? Na laterańskim brzegu i dookoła pracują jego koledzy, przyjechałem rano, by zebrać ostatni już odpis potrzebny do konseńi mojej tezi (na settembre to będzie jakoś). Zostałem na diskusione di tezi Padre Dżordża, by choć ktos był prezente na takim wydarzeniu. Na początku oprócz komisji 6osobowej, Nikolino inkluzo, byłem tylko mła i Prezes, który swją drogą mi sedewa akkanto, niezapomniane chwile... Frekłence potem uratowało dwóch kolegów z penisola indiana. Ezito komunkłe było positiwo, udało się, mamy nowego wykształconego ex-klubowicza, ale trzeba przyznać, że Nikolino jak zawsze był kattiwo i pokazał kto on zacz jest.
A wieczorem... Działo się jak zawsze! 1 Minister w formie pod każdym względem. Piękne kanti wykonane przez naszą bandę muzikale w taki zachwyt go wprowadziły, że wyznał na koniec jak bardzo jest kommosso, i potwierdził to co my już wiemy, a szczególnie Pan Jan to wie, że klubowicze tak pięknie ją wykonują, tę liturdżiję, tacy zaangażowani są. Nic dodać, nic ująć. Sami wiecie, jak to było przed wojną za czasów sanacyjnych. Tę kommocjone jeszcze bardziej powiększył piękny dar dla naszego Klubu od tych, którzy go w tym roku opuszczają: dułe kaliczi, ampolline e nłowa pisside. Tacy to ci już dżia klubowicze tegoroczni są. Wszystko dla Klubu i Prezesa...       
Dalsza część programu, jak możecie się kochana Brygado domyśleć, to zabawa, tańce, śpiew i atmosfera jakiej można tylko pozazdrościć...
 
 
Katering przygotowany jak zawsze: puree ze smalcem, z dżemem, gryczana, i trzeba przyznać di alta kłatita! Nie mogło zabraknąć tradycyjnych medalji, a jako, że w tym roku zdarzyła się rzecz inałdita - terco posto - Prezes był wniebowzięty. Puchar na zachęte na długo będzie wyryty w naszych sercach (sprawdzić czy nie ksiądz http://www.youtube.com/watch?v=D-eQZL5taFg).
Oczywiście były też pożegnania, tym razem aż 19 klubowiczów opuściło nasze szeregi.
 
 
O ich darze juz była mowa, a Prezes tradycyjnie podsumował wszystkich razem i każdego z osobna łącząc le koze buffe e serie insieme. Tak więc się dowiedzieliśmy, ad esempio, że po wielu, wielu latach już nie będzie Litwinów w naszym klubie, Cwany Gapa inkluzo, a jeden z nich kłasi a imparato italiano.
(skuzate in anticzipo per le parolaczczie)
 

Niektórzy oprócz italiano i filozofiji nauczyli się jak się letto po europejsku przygotowuje, a inni że rewię mody kolorową nam prezentowali, a że jeszcze inni byli bardzo serji w tym co robili, a że niektórzy z innych klubów tu przyszli i Prezes był preokkupato, ale dali wspaniałą testimoniancę di seriety i fedy. Jak zawsze prawda wyszła na jaw, a szydło z worka. Robuś już czeka na następną Festę, by się dowiedzieć co Prezes o nim powie. Tak, to już za rok, najmniej rok... 
Po pożegnaniach, uściskach i karezzach przyszedł czas na dolcze i śpiewy. Zaczął je na swoje odejście sam 1 Minister, nieco już atmosferą za bardzo urzeczony.
 
 
Byli i kanti spańioli, nie mówiąc już o tradycyjnym klubowym "Sto lat" dla wszystkich razem i każdego z osobna. Tak więc TRADYCJA została zachowana!
 
 
Teraz tylko czekamy na przylot Pana Jana, który wenerdi prossimo zawita do naszego miasta, by potem lunedi zakonkludować swoje dzieło. Jeszcze się z nim zobaczę, by przekazać uściski i inne wyrazy, a potem sabato wentidue kraju kapitalistyczny łelkam to!
To byłem ja, Robuś, pewnie w ostatnim poście w tym kłinto anno klubowej egzystencji, gdzie żyjemy jak w wielkiej rodzinie.... Prawda czasu, prawda ekranu...
 
Czuwaj! 
  


niedziela, 2 czerwca 2013

Deża wu

 

"Tak... wtedy też tak samo pamiętam..."
Déjà vu (fr. już widziane) – odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe. 
Tyle wikipedia, a życie swoje. Zwłaszcza to klubowe, które wa awanti i nawet się człowiek nie obejrzał, a tu już meze di madżdżio zakończone. I zakończone tradycyjnie, czyli tradycyjnym rozario komunitario przy naszej grotte. Wszystko wskazywałoby na to, że to kolejne deża wu. Klub ten sam, lingłe te same, zawodnicy, choć inni, to jednak tacy sami... 
"- Ja bym wyciął "naszego". Bo jak jest dziecko, to wiadomo, że musi być czyjeś, nie?
- Niekoniecznie właśnie. Mam kolegę... On rudy, żona ruda, a czarny im się urodził.
- E, włosy nie mają znaczenia...
- Ale buźkę ma czarną! Murzyn jak z kuriera wycięty".
Wszystko jasne, hasło Prezesa "Uśmiech naszego dziecka premią za trud wychowawczy" ciągle in wigore! No ale.. kolejny raz dziwne rzeczy się dzieją. Trud wychowawczy trudem wychowawczym, ale uwaga! nie było naszego Prezesa! Tak, tak, nie było go, a potrzebny był! Oczywiście był Nikolino a głidarczi, jednak to nie to samo! A jak to było z tym jego głidarczi wdomyślcie się sami, wiecie wszakże sami jaki on dbający w tych sprawach... 20 minuti, "Śniadanie kończymy i już robimy, panie kierowniku". Tak bym to podsumował. No i jeszcze to tempo brutto, dobrze, że dach nie przecieka, bo prawie nie padało. Tu nie ma na pewno deża wu, bo pierwszy raz takie tempo było w madżdżio. Brr... zimno jak nie przymierzając na Mazurach. 
Z internetowych relacji wiemy, że Zdzisław Chryzostom i Trener klasy II mają się wybornie. Z Panen Janem to się jeszcze na miejscu zobaczymy, bo już dzwonili z ministerstwa, że 21 dżiuńio przybywa, by zakończyć wiekopomne dzieło. Ja z kolei mając bardzo dobre połączenia
 
   
jutro wyruszam na tydzień do Napoli, by trochę zasłużonego riposo zażyć.
Nasze prossimo appuntamento to tradycyjna festa fine anno. Będzie się działo, a Robuś jak zawsze czujny zda relację.
CZUWAJ!