czwartek, 30 sierpnia 2012

pan wie, Kto po nim stąpał...

Kochani chłopcy!

Pisze do Was bo nie mogę z Wami rozmawiać! Ostatnio Zdzisław się domagał, by znowu było życie na Osiedlu... No ono jest, tyle, że ukryte, prywatne. Musze Wam napisać, iż 2 (słownie: DWA) dni w Klubie, no a raczej 3 noce i 2 dni wprowadziły mnie w czas wspomnień i rozmyślań. Rok, najmniej rok, tzn. 4 lata dały się we znaki i z taką niejaką tęsknotą i zadumą powróciłem na te kilkadziesiąt godzin do naszej "Tęczy". Co prawda Prezesa nie widziałem (może to i dobrze, bo by ten nastrój prysł jak bańka mydlana), viczePrezesa tym bardziej, no ale za to z Fasto i Franką miałem okazje dłużej pogaworzyć. I już wiem:
 Będzie nas więcej co raz, Polaków! Bo odezwał się collega z Gniezna, który idzie naszymi śladami i będzie zgłębiał tajniki diritto canonico oraz tajemniczy towarzysz z Łomży. Bardzo im gratulujemy, bo zacząć żywot człowieka poczciwego i Klubowicza na nowo - bezcenne... Te zgrupowania, te kanti, ta Fara Sabina (już żałuje ze mnie nie będzie), ta czułość i opieka Prezesa dla nowych.
A ja tymczasem, visto że paszport dostałem, (jacy uczciwi!)
 że języki jakieś tam opanowane
jestem sobie w Terra Santa i zostaje tu do powrotu do Klubu (27/09/2012). Plan dnia zasadniczo stały. Pobudka:
Trenerze możecie zazdrościć - 5.30, by o 6.00 zacząć dzień celebracją. Potem śniadanie, które zasadniczo jadam na kolacje. Potem się ubieram i do pracy. A co to za praca?
No pilnuje by wpuszczać tylko w krawacie,
przypominam, że szatnia obowiązkowa,
a czasem trzeba coś tam zaingerować, zwłaszcza jak ortodossi pchają się w kolejkę.
Dla zainteresowanych moim strojem

to wam jeszcze powiem, że na brązowo się noszę i tak oto ubrany odszczekuję się czasem oprawcom z pańskiego dworu.  
Na szczęście popołudniem lub wieczorem jest czas, by co nieco zobaczyć, tudzież by pochodzić drogami, którymi Ktoś kiedyś stąpał...
To na tyle, gdyż niedługo ma przybyć Minister pomocniczy z Sosnowca i trzeba Go przyjąć z dywanem i na poduszkach. 
Czuwajcie!
Wasz Robuś.